Paweł spojrzał na telefon raz jeszcze. Treść wysłanej wiadomości z trudem przedzierała się do świadomości mężczyzny po tylu godzinach utrzymywania grupy w skupieniu i wrażeniu, że jednak rozumieją coś z wykładanego przez niego tematu. Grupa wyszła zachwycona, jak zwykle, on mniej, jak zwykle. Zmęczony umysł powoli i rozpaczliwie próbował przyjąć czytane słowa:
"wiesz, kiedy Cię czytam, tęsknię za układaniem słów w opowieść"
"No to, kurwa, great" - pomyślał Paweł - "czasowników się zachciało"
Jazda metrem na dworzec centralny upłynęła mu w przyjemym stuporze. Znał ten stan, wiedział, że przez kilkadziesiąt minut jego mózg będzie powoli zamykał połączenia, czemu towarzyszyć będzie delikatne poczucie derealizacji. Otaczały go twarze ludzi jadących na sobotnie imprezy, lub wracających z pracy. Czuł, widział, wciąż jeszcze rejestrował, ale zamykał, zamykał, zamykał. Mówił coś do towarzyszącej mu kobiety, ale ona wiedziała już, że to słowa zupełnie pozbawione znaczenia i płytkie, mówione na rdzeniu tylko po to, by móc się rozłączyć. Jechali do fanshopu lokalnej drużyny po upominki dla dzieci. Czas zupełnie stracony, bo akurat jak tam byli dzieci były poza możliwością kontaktu - będzie musiał tą podróż powtórzyć jutro.
"Chciałbyś coś zjeść ?" - zapytała
Rozumiał treśc pytania, ale nie potrafił odpowiedzieć. Nie czuł apetytu na nic, choć racjonalnie wiedział, że jest w kulinarnym raju pełnym maleńkich restauracyjek oferujących dania praktycznie z każdego zakątku globu. Był taki czas kiedy to lubił. W zeszłym roku? Wczoraj? Dzisiaj w czasie lunchu - chyba tak, zupa i kaczka były przepyszne. Chyba. Teraz nie czuł smaku ani apetytu. Męczyło go też jej towarzystwo. Każde towarzystwo. Mysłał tylko o tym, żeby poczuć na przemian gorące i zimne strumienie wody sływające po głowie, karku, plecach.
"Wybierz coś" - odpowiedział z uśmiechem, który, jak miał nadzieję, wyglądał na choć trochę nie wymuszony.
Gyoza nie byly złe i podano je szybko, gorzkie, zimne piwo rozluźniało i pomagało skupić myśli. Wtedy nie wiedział jeszcze, że jest wieczór na wino. Szybki spacer i głębokie oddechy zdecydowanie pomogły w koncentracji. Szybko sie pożegnał i podszedł do drzwi. Sięgające tu wifi sprawiło, że telefon zaczął wyświetlać wiadomości z różnych komunikatorów. Paweł szybko się przebrał i padł na łóżko. Głowa płonęła ogniem.
"niedobrze" - pomyślał - "Coraz trudniej jest utrzymać wznoszącą się energię na dole. Umrzesz, nie dbając o siebie, debilu" "No i ?" - odpowiedział sam sobie i jak zwykle uśmiechnął się przy tym. Poza jedną jeszcze rzeczą, właściwie był gotowy. Jak każdego dnia przed zamknięciem oczu. Ta perspektywa od miesięcy, a może już lat nie budziła lęku, a ostatnio nawet zbytniej ciekawości.
Muzyka ... "więc to nie pieśń o otwieraniu i leczeniu ran, o ucieczce ze snów nad ranem, interesujące" ... "Jak to było?, a .. Cronica, dajmy im szansę " Po wysłuchaniu wersji z elektryczną gitarą i męskim głosem, westchnął ... Tak rzadko udawało się przetłumaczyć starożytny tekst na polski język, żeby nie brzmiał dziwnie. Czuł jak gorąco powoli odpuszcza, wiadomości czekały na odpowiedź, slajdy na zrobienie ... "No to jeszcze poczekają" pomyślał wrazając do głębokiego głosu Emmy Hardelin i jej pieśni o córce Trolli, a jego palce zatańczyły na klawiaturze "Jebane czasowniki - zabawmy się więc" - uśmiechnął się i...
"Paweł spojrzał na..."